Styl: barleywine
Ekstrakt: ?
Alkohol: 11,0%
Piwo leżakowane w beczkach po czerwonym winie. I to właśnie wino gra w nim pierwsze skrzypce. Właściwie w jego przypadku ciężko powiedzieć, gdzie kończy się smak wina jęczmiennego, a zaczyna gronowego – rozmaitych smaków jest tyle, że można obdzielić butelkę zarówno pierwszego, jak i drugiego. Ale po kolei.
Piwo jest płaskie jak wykres akcji serca nieboszczyka, nie pojawia się nawet jeden bąbelek piany. Podbija to wrażenie pełni, której jednak wcale nie ma aż tak dużo – Terre Riserva 2012 jest nadzwyczaj pijalna, na pewno nie wodnista. Niemniej nie można powiedzieć, że ma ciała dużo jak stereotypowy Amerykanin wypasiony na pop-cornie, hamburgerach i wrestlingu; z drugiej strony słodycz jest dosyć konkretna. Jeśli ma trafić do miłośników wina, to raczej słodkiego – zdecydowanie #teamsłodyczka, na pewno posmakowałoby Januszowi Korwin-Mikkemu 😉 Ponadto jest tu mnóstwo czerwonych owoców, rodzynek, winogron, a do tego delikatne, beczkowe posmaki. Wyraźne utlenienie dające wrażenie, jakby do piwa dodano miodu, ale tutaj jest to jak najbardziej na miejscu. Alkohol niewyczuwalny poza miłym rozgrzewaniem przełyku. Całość tworzy świetne piwo, w szczególności dla osób, które lubią także napić się wina.
Ale jednocześnie… „Nie urwało”. A oczekiwałem, że pierwszy łyk przedefiniuje moje pojęcie piwa w tym stylu i będę dzielił czas na okres przed spróbowaniem i po nim, a w nocy będę budził się zlany zimnym potem prosząc o jeszcze. A zamiast tego – po prostu mogę stwierdzić, że piwo bardzo mi smakowało. Czy jest przehajpowane i w związku z tym oczekiwałem nie-wiadomo-czego, czy naprawdę nie jest wybitne – to już zostawiam do indywidualnego osądu.
Moja ocena: 8/10