Loading

Do napisania artykułu skłoniła mnie ostatnia wigilia pracownicza. Kiedy rozniosła się wieść, że jestem piwowarem domowym, to poza standardowym „hehehe, to przynieś, wypijemy se w pracy”, zadano mi wiele ciekawych pytań. O to, jak się to robi, ile tego wychodzi za jednym razem, skąd biorę receptury itd. Ale są też takie pytania, a właściwie stwierdzenia, które wywołują natychmiastowy facepalm. I do tego pojawiają się nader często.

1. Przecież to nielegalne!

Mały domek na odludziu, środek nocy. Kilka osób w komiinarkach porozumiewa się konspiracyjnym szeptem, podczas gdy jedna z nich ze strachem wkłada palce między żaluzje obserwując pobliską drogę. Wtem widzi światła samochodu i rzuca ustalone hasło:
-Okoń!
Reszta rozumie, że trzeba się ukryć. Błyskawicznie gaszą światła, nakrywają wielki gar plandeką, a sami zbiegają do piwnicy, gdzie ukrywają się w szafach i w koszu na bieliznę.
-OK, fałszywy alarm, pojechali dalej!
Słychać westchnienie ulgi. Jedna z osób z pewną nieśmałością odkrywa uprzednio zakryty gar zerka na zegarek i mówi:
-Dobra panowie, pora dodać chmiel. Dajcie mi 50 gram Marynki!

Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale wciąż wiele osób twierdzi, że hobby tego typu na pewno nie może być zgodne z prawem. Kiedy niedawno prowadziłem spotkanie na temat piwowarstwa domowego, to było właśnie pierwsze pytanie, które padło z sali – zanim jeszcze zacząłem wykład! Czy warzenie piwa w domu jest legalne? Oczywiście, że jest! Nie wolno jedynie sprzedawać swoich wyrobów – a również rozdawanie ich obcym osobom można na siłę można podciągnąć pod łamanie prawa. Ale poza tym – hulaj dusza! Podobnie jak wino, tak i piwo wolno robić w domowych pieleszach bez ryzyka, że o szóstej rano brygada antyterrorystyczna wejdzie nam do mieszkania razem z drzwiami. Nielegalne jest tylko robienie destylatów.

2. Takie mocne? To pewnie piwo ze spirytusem!

Póki co najmocniejsze piwo jakie uwarzyłem, miało 11,3%. Może nie jest to dużo dla osoby zaznajomionej z co bardziej ekstremalnymi kraftowymi piwami, jednak dla osoby pijącej na co dzień „zwykłe” piwa, gdzie 6,5% to powód do dumnego oznaczenia piwa jako „mocne”, piwo o dwucyfrowym ABV (zawartości alkoholu) może być podejrzane. A im mniej taka osoba wie o procesie produkcji piwa, tym śmielej się wypowiada. Zwykle to taki stereotypowy wąsaty wujek od „kiedyś to było piwo!”, który pyta się piwowara domowego, czy „też dodaje żółci bydlęcej do piwa”, bo kuzyn cioci sąsiada jego szefa mówi, że zna kogoś, kto to widział. A prawdziwe piwo to tylko z chmielu. Zrozumienie, że skoro drożdże winne potrafią stworzyć trunek o 10, 11 czy 14% zawartości alkoholu, to dlaczego inne miałyby tego nie potrafić, przekracza możliwości poznawcze niektórych.
Ale i tak z największym hitem spotkałem się przy okazji jakiegoś spotkania, gdy wspomniano o tym, że jestem piwowarem domowym: rozmówca stwierdził, że przecież nie da się zrobić piwa w domu, więc pewnie po prostu rozcieńczam spirytus, dodaję cukru i gotuję w nim chmiel. Moja reakcja była taka:

3. Jak zrobić piwo w domu? To się da tylko w browarze!

No dobra, jeśli już uda nam się przekonać rozmówcę, że da się zrobić piwo w domu i nie dodaje się do niego spirytusu, to jest druga rzecz nie mieszcząca się w głowie: przecież uwarzenie piwa wymaga skomplikowanego sprzętu! A do tego pewnie dębowych beczek i wąsatego piwowara. Jakiś czas temu kłóciłem się z kolegą z pracy na ten temat – i ten do końca nie chciał mi uwierzyć, że nie trzeba mieć potężnej instalacji, tony sprzętu do… Destylacji (sic!), miedzianej kadzi albo wielkich fermentorów. Ba – informacja, że wystarczy do tego duży garnek, fermentor za 25 zł i trochę akcesoriów powoduje wręcz reakcję jak u dziecka na wieść o nieistnieniu świętego mikołaja. Ale jak to, to niemożliwe! Ano tak to. Do uwarzenia piwa potrzebny jest przede wszystkim czas i cierpliwość, a całą resztę można skompletować niskim kosztem. Lub improwizować, biorąc od babci garnek na bigos, plastikowe wiadro z marketu i sraczwężyk do filtracji. A jak robimy piwo z brew-kitu, czyli takiej puchy z gotowym, nachmielonym ekstraktem słodowym, to i samo wiadro wystarczy.

4. Pewnie oślepnę!

Czytałem w jakimś artykule, że kiedy częstujesz ludzi swoim domowym piwem, najczęściej zadają pytanie, jak to robisz, że jest nagazowane – albo jak je kapslujesz. Otóż nie. Najczęściej chyba słyszę pytanie:
-Ale ja po tym nie oślepnę?
No nie. No po prostu nie! Jedyne, co nam grozi, to kac następnego dnia. Powodującego ślepotę metanolu tam nie będzie – chyba, że go tam dodam. Drożdże jako produkty fermentacji wytwarzają bardzo dużo różnych związków, w tym właśnie metanol – ale w ilościach tak śladowych, że właściwie pomijalnych Do zatrucia metanolem może dojść tylko wtedy, jeśli celowo sięgniemy po niektóre rodzaje spirytusu przemysłowego – albo po wódzie z nieznanego źródła. Nawet przy piciu domowego bimbru nie grozi nam ślepota. To mit rozpowszechniany od kilkudziesięciu lat – stężenie metanolu nawet w samogonie jest tak niskie, że nic nam nie grozi. A co dopiero w piwie! Paradoksalnie najwięcej go jest w… Czerwonym winie. Ale i tak zbyt mało, żeby zrobić nam krzywdę; ponadto odtrutką na metanol jest etanol, którego w trunkach alkoholowych jest znacznie więcej.

5. Ale w internecie pisali, że…

Jako dziennikarz (z wykształcenia) nie mam dobrego zdania o dziennikarzach. W szczególności o tych piszących dla portali lifestyle’owych. Zwykle na niczym się nie znają, często research sprowadza się do przeczytania urywków w internecie, a nieraz fantazja ich poniesie i napiszą całkowite bzdury. I o ile zwykle ich wypociny doświadczonego piwowara przyprawią o ból czoła po waleniu w nie dłonią albo o złośliwy śmiech, o tyle czasem czytanie internetowych bzdur może być wręcz niebezpieczne! I nie chodzi tu o „dziennikarzy” mylących słód z chmielem albo twierdzących, że piwo można zrobić 3 dni. Jakiś czas temu czytałem artykuł, że żeby zrobić piwo, trzeba przygotować kawę zbożową, herbatkę chmielową z apteki i cukier. Dużo cukru. Coś takiego na szczęście grozi nam co najwyżej przegazowanym podpiwkiem. Jednak niedawno na jednym z popularnych polskich portali (celowo nie podaję linku, żeby nie afirmować głupoty) podano przepis na piwo z brew-kitu, który może i był całkiem w porządku, gdyby nie rada, żeby do każdej butelki z piwem nasypać półtorej łyżeczki cukru. W najlepszym razie butelka w trakcie otwierania obryzga nam kuchnię. W najgorszym…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top