Loading
     Znacie to. Wszyscy to znamy. A przynajmniej korponiewolnicy (lub wcale nie korpo) przykuci do swego etatu jak członek Greenpeace do drzewa. Odpłynęło w przeszłość pięć parszywych dni, więc teraz piątek, piąteczek, piątunio!Ale ale. Trzeba trzymać fason. Dzisiaj wypiję jedno piwo. No, może dwa. A najwyżej dwanaście. Nie no, żartuję, Najwyżej trzy. Jutro nie będę umierał w łóżku. Umierał uroczyście przysięgając przed samym sobą oraz wirującym sufitem wyklepanej niczym sprowadzone z Niemiec powypadkowe Audi formułki „więcej nie piję”. Bo po co pić? Głowa boli, wątroba płacze, a w kieszeni znowu wiatr… Poza tym to tylko piwo. Tylko alkohol. Po co pić to świństwo. W końcu alkohol to największa trucizna!

Na szczęście (albo i nieszczęście) opatrzność, albo raczej ludzka kreatywność, czuwa nad osobami lubiącymi wyjść na miasto i postanowiła już dawno temu dorobić ideologię do włóczenia się po knajpach (przy okazji – czy jest jakiś święty będący patronem rzemieślniczego piwa?) i zdobywania kolejnych punktów do marskości wątroby. Różnie się to nazywa w różnych miejscach. Beer Walks, Pub Crawling (wiadomo – angielska nazwa w nieanglojęzycznych krajach dodaje powagi i brzmi bardziej cool, jazzy i massive), ale cel jest zawsze ten sam. Wypić możliwie wiele piw w możliwie wielu pubach. I dostać za to nagrody. Albo satysfakcję.

A o co chodzi – wyjaśnienie akapit niżej.


Człowiek jest tak skonstruowany, że lubi rywalizować. Pokazywać, że jest lepszy od innych. Szeroko czerpie z tego tzw. teoria grywalizacji,wykorzystują to agencje marketingowe, korporacje, małe firmy. Jedni są dobrzy w sportach; inni ładnie malują. Jeszcze inni świetnie grają na instrumentach (ja! Ja!). Albo potrafią stepować. Z zawiązanymi oczami. Na monocyklu. Żonglując zapalonymi pochodniami. A niektórzy są dobrzy w piciu piwa. I to właśnie na takim talencie bazuje cała idea: chodzi o to, że w ciągu jednego wieczoru trzeba odwiedzić część lub wszystkie puby biorące udział w akcji; odwiedzić, wypić piwo i ruszyć dalej! Profitów z takiego sposobu cotygodniowego resetu jest wiele. Z punktu widzenia lokali – większa rotacja klientów, pomysł na przyciągnięcie nowych piwoszy, niedroga promocja. Ale jak, dlaczego niedroga, a nie darmową?

     No właśnie. Teraz plusy z punktu widzenia klienta. Są kwestie indywidualne: po drodze z lokalu do lokalu można poznać tych albo owych, przeżyć przygód moc, w pewien sposób spowalnia się konsumpcję kolejnych piw (w końcu droga od lokalu do lokalu trochę zajmuje, ponadto każdy pije piwo w swoim tempie, więc nieraz zamiast brać kolejne piwo czekamy, aż wolniejsze osoby skończą swoje), co znacząco wydłuża wieczór. Ale, kiedy właściciele lokali się między sobą dogadają, imprezowicze odwiedzający lokale położone na piwnym szlaku mogą liczyć na nagrody! Koszulki, gadżety, może nawet darmowe piwa…Fajnie dostać piwo za to, że pijesz piwo, prawda? Albo nawet nie piwo – w końcu po sześciu czy ośmiu piwach nie każdy zareaguje pozytywnie na kolejną pełną szklankę (albo inaczej – zareaguje pozytywnie, ale jego lub jej organizm już niekoniecznie), ale jakikolwiek, chociażby symboliczny, gadżet. Taka mininagroda za osiągnięcie celu. Bo, jak wspomniałem, ludzie lubią rywalizować.

     O inicjatywie tego typu po raz pierwszy usłyszałem, gdy milion 7 lat temu mieszkałem w Edynburgu (wiem, mało to oryginalny kierunek tymczasowej emigracji). Jakkolwiek teraz to się może wydawać oczywiste, tak dla mnie – młodego Polaka, co z kultury pubowej kojarzył tyle, że nieładnie rzygać na innych albo przybijać gwoździa przy stole – było całkowitą nowością. W sumie to chyba w naszym kraju dalej jest to nowość; w Katowicach, gdzie mieszkam, czegoś takiego nie ma, nie słyszałem też, by w innych miastach w tym kraju coś takiego funkcjonowało (jeśli się mylę – wyprowadźcie mnie z błędu, będę z tego powodu szczęśliwy). Co więc stoi na przeszkodzie, by coś takiego zorganizować? Chwytliwa nazwa – i już! Czy byłoby to wydarzenie jednorazowe (np. Pierwszy Katowicki Pubołażing, Doroczna Piwowłóczęga, Drink’n’Go), czy też stała propozycja dla bywalców okolicznych knajp – wszystko jest tylko kwestią promocji, rozdania kart na pieczątki (lub napisania apki na telefon, XXI wiek, heloł!) i przygotowania nagród. Czyli – głównie pomysłu. I chęci.

No i przekonania ludzi, że chodzenie po knajpach jest fajne. Ale do tego to pewnie mało kogo trzeba przekonywać…

P.S. Nie miałem pomysłu na zdjęcie do tego tekstu, więc wrzuciłem kilka fotek mnie pijącego piwo. W knajpach. W trzech różnych krajach…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top