Oczywiście również moja cierpliwość ma swoje granice – w szczególności, gdy chodzi o piwo! Niemniej wytrzymałem kilka dni przechowywania piw otrzymanych od Browaru Piwoteka (dzięki!) w lodówce. A było to trudne, zważywszy na to, że jedno z nich miało być jednym z najbardziej, jak nie najbardziej goryczkowym polskim piwem… Jak smakują Królewska Piwoteka i Czarny Wdowiec?
Najpierw mała uwaga: to piwo w sklepie wygląda inaczej, jednak w momencie wysyłki docelowe etykiety nie były jeszcze gotowe, a coś nalepić na piwo przecież trzeba 🙂 Niemniej zamieszczono tutaj wszystkie niezbędne informacje, wraz z dokładnym składem, parametrami oraz dykteryjką. A parametry ma niebagatelne – 18,5% ekstraktu i 8,5% alkoholu, do chmielenia użyto zaś chmieli niemieckich i amerykańskich.
Ale czy można z tego robić zarzut, gdy mamy do czynienia z naprawdę dobrym piwem? Powiem tak: co jakiś czas przez piwny światek przetacza się dyskusja dotycząca tego, czy piwo ma być przede wszystkim smaczne, czy przede wszystkim zgodne ze stylem. Ja nie jestem „style nazi” i stoję na stanowisku, że przede wszystkim to smak się liczy! A czy nazwiemy to piwo doppelweizenbockiem, doppelweizenem czy weizenmüllkorbem, nie zmienia to przecież jego smaku. Dobra, to poza brakiem koźlaka w tym piwie, jak smakuje?
Przede wszystkim wita nas tutaj p
otężny,drożdżowo-bananowy zapach z wyraźnie wyczuwalną nutą skórki od chleba. Usta zastygają w uśmiechu na samą myśl o tym, co je czeka, gdyż „pszenice” najbardziej lubię właśnie w takiej wersji – ciężkiej, treściwej, chlebowo-drożdżowo-bananowej. I smak to potwierdza, może poza ciężkością – Królewska Piwoteka jest dosyć zdradliwa, dopiero szum w głowie przypomina o jej mocy. Czyli: piwo smakuje jak hefe-weizeny, tylko bardziej intensywnie. Goryczka oczywiście niska, acz wyczuwalna.Ale są też i minusy. Drobne, ale są. To, co widać od razu: n
iska piana, która znika w okamgnieniu. To, co czuć dopiero po chwili: jednak po przełknięciu zostaje na podniebieniu lekki odalkoholowy posmak, ale to pewnie jest kwestia braku ułożenia piwa – piłem je jako bardzo świeże. Pewnie gdy trafiło do sklepów, jest już lepiej ułożone.Ogólnie – bardzo fajne piwo.
Moja ocena: 7,5/10
Tutaj producent przechwala się, że piwo ma 115 IBU (jednostek goryczki). Czyli: cholernie dużo. Dość powiedzieć, że przyjmuje się, iż ludzki język powyżej 120 już nie jest w stanie ogarnąć różnicy, czy piwo ma tego IBU 125 czy 200… Niemniej jeśli wysoka goryczka kontrowana jest sporą słodowością piwa, czyli głównie w piwach bardzo ciężkich i mocnych, nie jest aż tak odczuwalna. Tutaj jednak mamy do czynienia z lekkim stoutem, więc nie może być o tym mowy!
No tak, nie ma mowy. W pierwszym momencie Czarny Wdowiec smakuje, jakby ktoś natarł szczotkę ryżową ekstraktem z chmielu i postanowił taką szczotką ostro szorować nam język. Jednaj człowiek jest się w stanie przyzwyczaić do wszystkiego, a więc gdy język przestanie błagać o litość, dochodzą do głosu raczej spodziewane smaki: czekolada (gorzka), kawa (bez cukru), nuty palone. Jednak aż do dna szklanki, którą opróżniłem w mniej niż 10 minut, smak nie daje nam zapomnieć o potężnym nachmieleniu.
To piwo jest tym dla hopheadów, czym dla miłośników ostrych smaków są papryczki o cholernie wysokiej zawartości kapsaicyny. Więc jeśli należysz do miłośników ostrej, może wręcz przegiętej goryczki: bierz w ciemno. Jeśli jednak nie – obniż ocenę o 7, albo i 12 punktów, bo po dwóch łykach będziesz miał/a dość tego piwa.
Moja ocena: 7,5/10