Loading
     Pamiętacie piwo  Imperator Bałtycki z zeszłego roku? Zrobiło furorę. Potężny, ciężki jak amerykańskie nastolatki porter bałtycki nachmielony tak modnymi chmielami zza wielkiej wody. Nie ukrywam, że moja dziurawa pamięć podpowiada, iż jest to jedno z najlepszych polskich piw, jakie piłem… I właściwie nie było potrzeby go leżakować. Ale nie byłbym sobą, gdybym jednak kilku butelczyn nie zachomikował w piwnicy. Pierwszą, zgodnie z planem, otwieram dziś – w ostatni czy tam przedostatni dzień, kiedy oficjalnie nadaje się do spożycia. Poleżała w piwnicy rok, starczy jej. Drugą otworzę, gdy już posadzę drzewo, zbuduję dom i spłodzę syna – albo za tydzień, jak zachce mi się pić…
No to szable szklanka w dłoń!

     Zapach dalej jest fenomenalny. Może nie tak intensywnie chmielowy, jak w wersji świeżej (wszak chmiel z czasem staje się coraz mniej wyczuwalny), ale samo piwo „bazowe” pachnie wyśmienicie. Śliwki, wiśnie, czekolada, paloność, sherry, porto, suszone owoce, co tylko chcecie! Smak jest zaskakująco goryczkowy jak na taki czas. Sądziłem, że piwo tak ciężkie po roku stanie się nieznośnie słodkie – ale na szczęście tak nie jest. Niemniej ta wyraźnie wyczuwalna, mocna goryczka jest natychmiast kontrowana przez piwo o konsystencji syropu – i smaku likieru. Słodkiego, owocowo-czekoladowego. Wyśmienitego. Brakuje w nim właściwie tylko jednego smaku, który był w świeżym piwie – tej orzeźwiającej nuty cytrusowo-żywicznej, która powodowała, iż tak ciężkie piwo było niesamowicie pijalne. Nie zrozumcie mnie źle – dalej jest. Ale wtedy było jeszcze… Bardziej. Za to teraz jest bardziej klasyczny, niż amerykański – i w takiej kategorii go rozpatruję. Wyśmienity!
Czy leżakować: lepiej wypić od razu, po co czekać 😀

 

Moja ocena: 8,5/10

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top