Jeśli nie lubisz gorzkich piw – odpuść sobie. Potężne, orzeźwiające uderzenie mocnej, może odrobinę zalegającej cytrusowej goryczki, tylko delikatnie skontrowane słodowością i lekkim tostem. Piwo dosyć lekkie i bardzo łatwo przyswajalne (żeby nie napisac pijalne). Jak często można pomyśleć, że browary zawyżają na opakowaniach IBU (czyli w wielkim uproszczeniu gorycz piwa), tak tutaj można pomyśleć, że zadeklarowane 55 jest trochę niedoszacowane. Fajne piwo, każdemu amatorowi AIPA powinno posmakować.
Moja ocena: 8/10
Są piwne style, które człowiekowi zwyczajnie nie „podchodzą” – jedni nie lubią hefe-weizenów, inni porter wypiją tylko w ostateczności. U mnie takimi stylami są ESB i koźlak. Wypiję, pomlaskam, czasem nawet uśmiechnę się półgębkiem niczym pedofil mijając przedszkole, ale jednak mając do wyboru piwo w jakimkolwiek innym stylu wybiorę… Piwo w jakimkolwiek innym stylu. Tym większe zaskoczenie: Sir Arthur, piwo w stylu ESB – Extra Special Bitter – ewidentnie mi posmakował! Nie na zasadzie „jak na polską ligę, to ten mecz był niezły”, tylko „to było dobre piwo!” Pewnie dlatego, że spędziłem na Wyspach wiele długich miesięcy okraszonych hektolitrami alkoholu, godzinami ciężkiej pracy w rozmaitych „polack jobs” i złamanym nosem i wydaje mi się, że mimo wszystko klasyczne bittery mają nieco inny profil aromatyczny; ale nie jest to absolutnie zarzutem, ponieważ ten obecny w Sir Arthurze mi odpowiada, w przeciwieństwie do tych ESB, które zwykle pijałem. Tutaj ciekawa, chmielowa ziołowość przegryzająca się z herbatnikami mile łechce moje krzywe nozdrza. Smak też jawi mi się jako „nieortodoksyjny”. Jest taki… No właśnie. Herbatniki, trochę tostów, delikaaatna karmelowość. Jak najbardziej wyczuwalna, acz lekko zalegająca goryczka, w typie łodygowym, mocniejsza, niż przyzwyczaiły mnie piwa z krainy lewostronnego ruchu i krzywych zębów… Co mi odpowiada. Do tego posmaki popiołowe, już jak najbardziej typowe dla brytyjskiego bittera.
15, czyli 15 stopni ekstraktu. I niemalże 8 procent alkoholu! Sporo. Bardzo sporo. I niestety czuć to zarówno w smaku, jak i aromacie. Już zapach zwiastuje katastrofę: Idzie w kierunku taniego, marketowego strong lagera. Słodowość, lekki odór alkoholu, tyle. W smaku to samo. Niestety. Jak dla mnie najmocniejszą partię gra alkohol i odalkoholowa gorycz. Zniechęca do brania kolejnego łyku. Spod niej wyziera typowa dla tanich lagerów lekka słodowość, chmiel, ale w dawce raczej niewielkiej, ale nader wszystko niestety rzeczony alkohol. Na pograniczu autosugestii jakieś owocowe fenole, ale może je sobie wmówiłem. Jakby ktoś nalał to piwo do puszki z Okocimiem Mocnym Albo Karpackim Super Mocnym, to dałbym się nabrać. Póki co najsłabsze piwo z tego browaru, które zdarzyło mi się pić.
Moja ocena: 3/10
Póki co spróbowałem Pana Artura i jak na ESB całkiem w pytkę. Porównywałem z Rudim Nelsonem (New Zealand Amber Ale), kontrast jest, oba mają inną podbudowę – Arturek pozostaje dłużej na języku. Niezłe, powrócę jeszcze raz jak będzie okazja.