Dlaczego więc wielu z nas lubi gorzkie piwa? Cóż. Smak, tak samo jak wszystko, da się wyćwiczyć. Albo inaczej: poszerzać jego tolerancję. Idę o każdy zakład, że nawet największy hophead, gdyby jako pierwsze piwo w życiu dostał ekstremalnie nachmielone India Pale Ale, wyplułby to z niesmakiem, krzycząc, że pewnie dolano tam byczej żółci. To naturalna reakcja organizmu (tzn. wyplucie tego, co gorzkie, a nie myśl o żółci). Jednak gdy poziom goryczki będzie zwiększać się stopniowo wraz z kolejnymi piwami, bez szoku organoleptycznego, to nawet z największego miłośnika/miłośniczki słodyczy można zrobić IBUfila! To trochę jak ze słynnym eksperymentem z żabami: jeśli wrzucić żaby do wrzątku, te wyskoczą oparzone. Jednak jeśli włożymy je do zimnej wody i zaczniemy powoli podgrzewać, to żaby te pozwolą ugotować się żywcem…
-
Wróciłbym raczej do kwestii zwiększania tolerancji na smaki. Możemy z dosyć dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że statystyczny mężczyzna pije więcej piwa, niż statystyczna kobieta (nie będę tutaj wnikał w przyczyny). W związku z tym siłą rzeczy tolerancja na gorzkie smaki (zakładając, że to właśnie gorzkie piwa są przez mężczyzn wybierane) jest u nich większa.
-
Marketing. Tak to już jest, że najważniejszym, najsilniej oddziałującym na masy medium była/jest telewizja. A z telewizji, z reklam, płynęła/płynie prosta zasada: prawdziwy mężczyzna pije piwo. Bez soku, bez aromatów. Czy to góral tańczący z wilkami, imprezowy japiszon z zieloną butelką w łapie czy czwórka sympatycznych, wąsatych kolegów spod trzepaka. Jednocześnie to właśnie słodkie Karmi, potem Redd’s, Gingers itd. były pozycjonowane jako piwo kobiece… Ale tutaj powstaje pytanie – co było pierwsze, jajko czy kura?
-
Sprzężenie zwrotne. Skoro kobiety piją piwa słodkie, a mężczyźni gorzkie, to kobiety wchodzące w świat piwa sięgają po piwa słodsze, a mężczyźni po gorzkie. I koło się zamyka.
A teraz o kobietach. Wcale nie jest rzadkim widokiem kobieta pijąca 'normalne’ piwo albo mężczyzna sączący wyżej wymienionego radlera czy piwo miodowe (sam czasem lubię takie wypić). Myślę, że u ogółu piwnego społeczeństwa podział na piwa 'kobiece-słodkie’ i 'męskie-gorzkie’ (o ile w przypadku najpopularniejszych piw można mówić o faktycznej goryczce) wciąż jest czymś niepodważalnym. Ale wszystko płynie. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale fakt, że większość (a przynajmniej spora część) znanych mi kobiet sięga chętnie po coraz ciekawsze piwa, niekoniecznie prosząc o dolanie do nich soku, chyba świadczy, że podział na piwa kobiece i męskie jest sztuczny i wykreowany jedynie po to, by łatwiej nam wciskać kolejne produkty. Moja matka, niedawno poczęstowana pintowym Imperium Atakuje stwierdziła, że smaczne, ale ona… Wolałaby trochę bardziej gorzkie! Jednocześnie nie sądzę, żeby większości moich kolegów łatwo przez gardło przeszły piwa nachmielone mocniej, niż trio Ży-Le-Ty. A gdyby to nie było niemęskie, pewnie zamawialiby je z sokiem…
Jeśli jednak chcecie sprezentować kobiecie niekoniecznie lubiącej gorzkie krafty sprezentować coś ciekawszego, niż aromatyzowane piwo smakowe, śmiało sięgnijcie po witbiera. Piwo ze skórką pomarańczy i kolendrą, lekkie, orzeźwiające. Nie znam żadnej pani, której takie piwo by nie smakowało. Podobnie jest z lambicami, albo szerzej – piwami kwaśnymi (zwanymi też „kwasami”, często z dodatkiem owoców lub soków owocowych). Bez problemu można je dostać w sklepach specjalistycznych i multitapach, a także czasem w marketach. Co oczywiście nie oznacza, że są to piwa kobiece – znam całą masę mężczyzn, którzy też uwielbiają wszelkiej maści piwa kwaśne czy wspomniane wyżej witbiery. Rozumiem, że w powszechnej świadomości piwo „babskie” to właśnie takie, które jest słodkie czy owocowe, jednak świadomość się zmienia wraz z rynkiem piwnym – dlatego coraz rzadziej słyszę to określenie. I dobrze, gdyż jest z gruntu fałszywe.
P.S. Nie zapominajmy też o piwowarkach domowych oraz takich, które z piwowarstwa domowego poszły w zawodowstwo. Gdyby faktycznie piwo kobiece oznaczało słodkie, to pewnie kobiety warzyłyby tylko ulepki. I dolewały do nich soku.
Może i coś z tym smakiem jest… Sama preferuję pszeniczniaki wszelkiego typu, aksamitne i słodkawe, a mąż uwielbia dobre, gorzkie pilsy. Przy czym ilość wypijanego przez nas piwa jest bardzo podobna 🙂