Ale przede wszystkim koń jest ciemnobrązowy (acz nie czarny), ma brudnobeżową, dosyć trwałą i średniowysoką, drobnopęcherzykową grzywę pianę i pięknie pachnie. Zapach cytrusowo-żywiczny, „hamerykański”, a jednocześnie kawowy z akcentem gorzkiej czekolady. No i nie przesadza z gazem. Ale tylko pod warunkiem, że jest to koń z Poznania. A tam na niego mówią Śrup. Śrup z Browaru Szałpiw.
Jak widać na zdjęciu fragmentu etykiety, na tejże znajduje się krótki, lekko humorystyczny tekst tłumaczący, czym jest śrup. Ciekawe jest to, że gwara poznańska (bo to w niej jest ten tekst napisany) miejscami dosyć mocno przypomina śląską godkę – np. poznańskie haferfloki to śląskie hawerfloki (chociaż mój ojciec mawiał „haberfloki” i pod taką nazwą znałem je i ja). Po polsku: płatki owsiane. Tym bardziej szkoda więc, że produktów z browaru SzałPiw próżno szukać na Górnym Śląsku – a nawet jeśli się pojawią, to jest o nie trudniej niż o fankę Mayhem w kółku różańcowym.

Serio nie zachwyciło mnie to piwo. I nic to, że chyba nie spotkałem się jeszcze z krytyczną opinią dotyczącą tegoż. Moja będzie pierwsza, takim będę trendsetterem. Jasne, nie jest tak, że piwo poszło w kanał, że zachowałem jego kilka kropel, by straszyć nim dzieci sąsiadów – ale jednak nie mam wielkiej ochoty na następne (chociaż jakby mi ktoś postawił, to bym nie odmówił, hyy). Nie będę wypisywał na murach napisów „precz ze Śrupem” i wieszał go na sprayowej szubienicy, nie nakręcą o tym kolejnego odcinka „Trudnych Spraw”. Po prostu, mając możliwość, sięgnę po co innego.
Moja ocena: 5,5/10
No i złapałem ból dupy. Powinno się napisać "fankę Mayhem" nie "Mayhema". 🙂
Shame on me. Idę popełnić rytualne seppuku tatuażem wodnym, który był dołączony do płyty "Grand Declaration of War".
Błąd poprawiony, dziękuję.
Częściowo inne rzeczy wysznupałem, ale co do oceny się niestety zgodzę. Moim zdaniem jest przeholowane, bez balansu.