Miałem szczęście (albo nieszczęście, gdyż wróciłem z połamanym nosem) mieszkać kilka miesięcy w Szkocji. Kiedy wysiadłem z samolotu i po raz pierwszy usłyszałem tamtejszy język, zastanawiałem się, czy przypadkiem pilot nie zabłądził i nie wylądował w jakiejś dziwnej krainie, gdzie ludzie posługują się osobliwą mieszanką niemieckiego, japońskiego i jakiegoś niezrozumiałego bełkotu. Nawet po kilku miesiącach spędzonych w tym pięknym miejscu nie zawsze rozumiałem, co miejscowi usiłują mi powiedzieć, ale wiadomo – alkohol improves foreign language, więc z każdym kolejnym piwem rozmowa stawała się łatwiejsza. Minus tej metody nauki języka był oczywisty – poranny ból głowy, czyli po szkocku sare heid. I o tym piwie będzie ten wpis. Sare Heid z Pracowni Piwa.
Skąd taka dziwna nazwa? Nazwanie piwa „boligłowa”, w dodatku w takim dialekcie, to dosyć oryginalny pomysł. A nazwano to piwo po szkocku, bowiem jest ono owocem współpracy między podkrakowskim browarem Pracownia Piwa a domowym piwowarem Arkadiuszem Makarenką, który na co dzień mieszka właśnie w Szkocji. Piwa Makarenki zdobyły wiele nagród w brytyjskich konkursach piwa domowego, więc możemy się spodziewać, że i tym razem wyszło mu coś dobrego.

Moja ocena: 7,5/10
P.S. Dopiero po napisaniu tej recenzji zorientowałem się, że mam na sobie koszulkę przywiezioną ze Szkocji, przedstawiającą jej herb wpisany w szkocką flagę. Przypadek?