Loading
     A miało być tak pięknie. 6 grudnia, jak co roku, o godzinie 18:00 premiera nowego piwa uwarzonego w cieszyńskim Browarze Zamkowym. W tym momencie w sklepach i lokalach spragnieni nowości oraz zwyczajnie ciekawi piwosze mieli mieć pierwszą okazję spróbowania nowego piwa uwarzonego według zwycięskiej receptury z konkursu piw domowych w czasie dorocznego festiwalu Birofilia w Żywcu. W tym roku wygrała imperialna IPA, uwarzona przez Czesława Dziełaka.


 Brackie Imperial IPA, bo tak brzmi pełna nazwa tegorocznego zwycięzcy, to piąte piwo uwarzone jako Grand Champion. Do tej pory mogliśmy pić Bracki Koźlak Dubeltowy (jego smak pamiętam jak przez mgłę), Brackie Pale Ale Belgijskie, które wówczas bardzo mi smakowało, Bracki Grand Champion Birofilia 2011 typu kölsch, który mnie do siebie jakoś bardzo nie przekonał, ale i tak wypiłem go dosyć sporo. W ubiegłym roku Grand Championem był Rauchbock, czyli wędzony koźlak, według mnie dobry, jednak ja wolę mocniej wędzone piwa; jednocześnie fajnie, że można go było dostać z beczki w lokalach, gdzie wcześniej były wyłącznie (lub prawie wyłącznie) przemysłowe lagery spod znaku Warki. No i w tym roku jest Brackie Imperial IPA. Oczywiście chmielone najmodniejszymi „amerykańcami”.

Wybór takiego piwa raczej nie dziwi – ten (i ubiegły) rok należy do piw chmielonych na potęgę intensywnymi chmielami zza wielkiej wody. Właściwie prawie każdy mały browar ma piwo warzone w tym stylu, także ci nieco więksi zawodnicy próbują z powodzeniem swoich sił na tym polu – Grand Prix z Ciechana czy American IPA z Kormorana. Nie ukrywam, lubię ten styl, ucieszyłem się więc, że takie piwo będzie szerzej dostępne, a może i trafi pod strzechy, skoro pojawiło się w sieci sklepów Tesco.

Rok temu premiera odbywała się w sklepach sieci Alma. Miało to swoje wady i zalety. Z jednej strony pewna otoczka luksusu, delikatesów, wyjątkowości; hostessy, a właściwie hostessi (hostowie? Hości?) opowiadający o piwie, dostępność pokali otrzymywanych gratis do kilku butelek oraz ścisłe trzymanie się planowanej daty rozpoczęcia sprzedaży – 6 grudnia, godzina 18. Niewątpliwym minusem jest to, że sklepów tej sieci jest jednak w Polsce dosyć mało, a co za tym idzie – pewnie wielu piwoszy musiało obejść się smakiem, gdyż w ich mieście nie można było piwa kupić. Teraz miało być inaczej. Jednak wydaje mi się, że wylano dziecko z kąpielą.

     To, co nasuwa mi się na myśl w ramach tegorocznej premiery, to chaos. Nikt nic nie wie. W niektórych sklepach piwo trafiło do sprzedaży już na tydzień przez wyznaczoną datą; w innych przez ten tydzień zalegało na półkach, jednak artykuł nie był wprowadzony do bazy i kupić go nie można było. Słyszałem o przypadkach, gdy takie piwo kasowano jako Żywca czy Łomżę, bo na półce stał obok takowego produktu; jednocześnie w niektórych sklepach piwo nie trafiło na półki, tylko zalegało w pudełkach rzuconych na europaly stojące na ziemi. Czasem Grand Championa można było znaleźć na ladzie z piwami importowanymi, czasem mózgotrzepami po „złotypindziesiont”, innym razem stało obok oranżad czy innych pieluch. Ktoś nawet doniósł „z frontu”, że zapomniano to piwo wstawić na halę i w dzień premiery zalegało na magazynie!  
     Do tej pory zdarzało się, że jakiś mniejszy sklep sprzedawał piwo przed premierą; tym razem był to jednak proceder nagminny, w dodatku spowodowany raczej chaosem, brakiem wiedzy bądź złą wolą (a raczej brakiem jakiejkolwiek). Bo właściwie: co takiego Tesco z tego ma? Sprzedaż Grand Championów to nawet nie promil jego obrotów, same problemy, bo trzeba pilnować systemu sprzedaży, pracowników, ponadto trzeba trzymać takie piwo wcześniej przez tydzień (albo i dłużej) na półce (a miejsce na półkach w markecie jest bardzo cenne) lub na magazynie (a to generuje koszty, a poza tym w takich sklepach raczej nie trzyma się zapasów dłużej niż kilka dni). Do tego szklanki…
     No właśnie, szklanki. Do tej pory można było je otrzymać w punkcie obsługi klienta w Almie okazując paragon; ponadto w lokalach biorących udział w akcji do dwóch piw dodawano szkło. Tym razem shaker (ubiegłoroczny pokal, z którego degustuję co drugie piwo na tym blogu, znacznie bardziej mi się podobał) miał być dodawany do trzech piw, ale… Znowu czeski film. 6 grudnia byłem w jednym z lokali, gdzie odbywała się premiera. Na moje pytanie o szkło barman zrobił wielkie oczy, jego przełożony też nic na ten temat nie wiedział, więc poszedł sprawdzić informacje… Na Facebooku. Po czym rozłożył ręce i powiedział, że mogą dać mi do trzech piw szklankę – ale nie z Grand Championa, tylko z Żywca…
     Inna sprawa, że w tym lokalu Brackie IIPA miało być z beczki (niemniej to jest informacja z drugiej ręki, więc może być nieprawdziwa), a były tylko butelki. Beczka nie dojechała. I tak miałem szczęście – do wielu sklepów (także wymienionych na stronie wydarzenia jako biorących udział w akcji) piwo to w ogóle nie dotarło. W sklepie specjalistycznym, gdzie często się zaopatruję, butelek za to dotarło tak mało, że nawet nie miałem szans się na piwo załapać. W niektórych punktach zapewne sprzedano wszystkie sztuki przed oficjalną premierą. A miało być tak pięknie.
     Dobra, wiem, piwo to nie jest artykuł pierwszej potrzeby, nie jesteśmy też wariatami, by po piwo wystawać w wielogodzinnych kolejkach przed startem sprzedaży, jak to bywa z iPhonami czy Harrym Potterem. Ale z drugiej strony – skoro powiedziane jest, że premiera jest o takiej i takiej godzinie tego i tego dnia, to chyba jednak wypada daty tej dotrzymać. A jeśli chce się prowadzić skoordynowaną premierę na dużą skalę – to dobiera się dystrybutora czy sprzedawcę takiego, który podoła takiemu zadaniu. I tak z niejakiej magii premiery Granda została tylko premierowa granda.
Dobra. A jak smakuje Brackie Imperial IPA?

 

 
     No cóż. Na pewno jest lepsze, niż jego premiera. Piana jest bardzo ładna, zbita, drobnopęcherzykowa, bielutka i względnie trwała. Opadając osadza się na ściankach. Tuż po otwarciu uderza w nos aromat tak typowy dla amerykańskich chmieli jak biegunka po nocnym kebabie. Cytrusy, sosna, mango ponadto lekka słowowość i niestety, także alkohol. Jednakże aromat nie jest przesadnie intensywny. Oszczędzali na chmieleniu na zimno? W smaku wyraźnie czuć moc tego piwa. Goryczka (bardzo przyjemna, cytrusowo-żywiczna) nie przykrywa w całości alkoholowego posmaku, który jest trochę męczący i drapiący w gardło. Chociaż fajna, rzeczona gorycz jest nieprzesadnie mocna, spodziewałem się nieco większego nachmielenia. A może właśnie nie? Może celowo nie przesadzano z chmieleniem, by piwo to było bardziej „zjadliwe” dla przeciętnego konsumenta? Wszak nie każdy jest hopheadem. Ja chyba też nie. Chociaż niektórzy mi to zarzucają; może więc faktycznie jestem? W jakimś filmie był taki aforyzm vel mądrość życiowa:

„Jeśli jedna osoba mówi ci że jesteś koniem, wyśmiej ją. Jeśli druga osoba mówi ci że jesteś koniem, olej ją. Ale jeśli trzecia osoba mówi ci że jesteś koniem, to zacznij zbierać na siodło.”

Tak czy siak – koniem nie jestem, a tegoroczny Grand Champion dupy nie urywa. Wprawdzie od piątkowej premiery ten pity na potrzebę recenzji jest moim trzecim i pewnie nie ostatnim, ale na pewno nie stanie się moim piwem pierwszego wyboru. Co nie zmienia faktu, że warto po nie sięgnąć i wyrobić sobie własne zdanie.
Moja ocena: 7/10
P.S. Brackie Imperial IPA piłem z widocznego na zdjęciu shakera. Z Tesco. 4 sztuki za 9,99. Solidniejszy niż ten dedykowany temu piwu, a można go sobie kupić przy okazji wycieczki po samego Grand Championa.
P.P.S. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, jutro będę miał przyjemność przeprowadzić wywiad z autorem zwycięskiej receptury. Wywiad ten będzie można za niedługo przeczytać na www.hejt… Tfu, na www.browar.biz.
P.P.P.S. W kilka minut po wypiciu przeze mnie tego piwa naszła mnie ochota na jeszcze jednego Grand Championa – może trochę ponarzekałem na to i owo, ale i tak jest to smaczne piwo. Niestety, ostatnią butelkę zamiast ukryć głęboko w lodówce, dałem na spróbowanie dziewczynie. Głupi ja!

 

3 thoughts on “Grand Champion Brackie IPA, czyli jak spieprzyć premierę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top